piątek, 14 stycznia 2011

cud przeziębienia

Ociepliło się.
No i zaraz nie tylko psie prezenty spod śniegu elegancko wypłynęły, ale również wszelkiej maści bakcyle zaatakowały nasze nosy i gardła. Przychodnie przepełnione, w aptekach pandemonium, każdy narzeka, siąka, kaszle i cierpi jak nie przymierzając młody Werter.

A można nawet w przeziębieniu dostrzec promyk nadziei i pozytywne skutki! Uboczne bo uboczne, ale jakże miłe dla oka i duszy każdej prawdziwej kobiety.

Do takiego wielce pokrzepiającego wniosku doszłam wczoraj rano siedząc... no... wiadomo gdzie :) Z zapasem chusteczek higienicznych pod ręką, bo zaprawiona jestem doskonale! Pełen wachlarz objawów, od zawalonych zatok i czerwonych zapuchniętych oczek, po przyjemnie głęboki chropawy baryton. No i tak siedzę tępo wpatrzona w kafelki pod nogami gdy nagle (no powiedzcie dziewczyny, że Jaskinia Dumania jest najlepsza! Właśnie tam człowiekowi przychodzą do głowy najprzedniejsze pomysły!) gdy nagle olśniło mnie, jasność pozaziemska wypełniła skromne gabaryty pomieszczenia i ZROZUMIAŁAM.

Dlaczego mam się boczyć na to, że w karnawale jestem przeziębiona? Powinnam skakać z uciechy! Wdzięczność dogłębną winnam losowi łaskawemu za to, że tę przypadłość drobną podarował mi właśnie teraz.

Kobiety! Jak boli gardło, nos, głowa i wszystko pozostałe, to czego nam się absolutnie, ale to zupełnie nie chce???

I niech żadna mi tu z jakimś damsko-męskim fiku-miku nie wyskakuje, bo nie w tym rzecz. Jak człek zabujany porządnie, to żadne przeziębienie, migrena czy złamana świeżo noga nie przeszkadza (sprawdzone empirycznie).

No więc, moje drogie, to, czego nam się wcale nie chce to... ŻARCIE

Pączuszki świeże mogą nam pachnieć pod nosem (i tak nic nie czujemy).
Krokieciki chrupiące z miąskiem mogą do nas zalotnie mrugać, kura pod beszamelem, ciasto bakaliowe, puchar lodów z masą bitej śmietany, co tam która lubi! A my nic, twarde jesteśmy.

No i właśnie to jest to! Pomęczysz się kilka dni z katarem, kaszelkiem i wszelkimi innymi przyjemnościami przeziębieniowymi, ale za to, gdy już odzyskasz oddech, głos i opuchlizna zejdzie z powiek, w lustrze zobaczysz... sylfidę!

Wucecik swoje odpracował, pozbawiona bodźców zewnętrznych, zamknięta w małej, monochromatycznej przestrzeni, doznałam objawienia i nawet poemat na ten temat (ło kurde, ale rymek częstochowski) spłynął na mnie z tą jasnością pozaziemską.

Niestety spuściwszy wodę spuściłam również poemat w mroki niepamięci :(
Została mi tylko ostatnia zwrotka, która będzie tu idealnym podsumowaniem:

Znów talia pięknie szczupła
Znów brzucha nie masz wcale
Tak więc od dziś dziewczyny
Chorujmy w Karnawale!!

Amen.

p.s. Wiem, że odmienia się "mięsko" a nie "miąsko", ale jest to forma niezmiernie apetyczna, używana przez najlepszego kucharza, jakiego znam (ukłony dla niezrównanego Pana Zbyszka) i właśnie tak będę mówić o aromatycznych, wywołujących śliniotok, rozpływających się w ustach potrawach mięsnych! Miąsko. Cudnie brzmi :)

p.s.2 Dla uwiarygodnienia moich przemyśleń wykonałam badanie kontrolne: minus 3 kg!! Od wtorku do piątku, ładny wynik, nic tylko prasować kieckę balową!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz