piątek, 14 stycznia 2011

Jak miło! Ruskababa oszczędza

Wyczytałam właśnie w necie, że podobno rocznie w korkach tracimy po 4 tauzeny. No, kto traci ten traci - w ramach rządowej polityki oszczędności ruskababa poszła po rozum do głowy i na czas wieczny jak pióro i gwarancja opuściła  megasiti i osiedliła się w pipidówku.

Pipidówek jest przeuroczy i ruskababa odkrywa nowy sposób poruszania się - można bez auta! Ja pierdziu, chłopacy, ale zajebiaszczo, chciałoby się wykrzyknąć w ślad za bohaterem romantycznym (Czesiem, znaczy się).
No bo jak to tak?? Bez spalinowej popierdziawki po tałnie sie poruszać??

A jednak.

Odległość w minutowalonkach:

dom - szkoła Przychówku: 20 sekundowalonek
dom - markecik osiedlowy: 25 sekundowalonek
dom - apteka: 24 sekundowalonki
dom - pizzeria włoska godna polecenia: 2 minutowalonki
dom - promenada na jeziorem: 25 minutowalonek

Żeby nie było, pipidówek jest europejski, zaopatrzony jak należy:
dom - pływalnia: 15 minutowalonek
dom - kręgielnia: 15 minutowalonek

I co? Szczena leży pod biurkiem?? hehehe.

A OSZCZĘDNOŚCI JAKIE!!! Nie tylko te 4 tysiaki z korków oszczędzam,  dziewczyny, nie uwierzycie - tankowałam tydzień przed Świętami i wciąż mam pół baku!! To znaczy wciąż jeżdżę na ropie po 4,19, a nie po 4,69.
I tę tanią ropę sobie mam w popierdziawce zaparkowanej w błotnistej hałdzie. Co na nią popatrzę, to mi się dobrze na sercu robi, taka oszczędność....

Jak sobie te oszczędności pododaję i policzę, to może nawet na nowe wkłady filcowe do walonek wyjdzie. 


A koleżanki z Warszawy, Trójmiasta, Wrocławia, Poznania, Krakowa i Katowic serdecznie pozdrawiam i życzę dużo cierpliwości.   Oraz miłego towarzystwa w aucie :)

cud przeziębienia

Ociepliło się.
No i zaraz nie tylko psie prezenty spod śniegu elegancko wypłynęły, ale również wszelkiej maści bakcyle zaatakowały nasze nosy i gardła. Przychodnie przepełnione, w aptekach pandemonium, każdy narzeka, siąka, kaszle i cierpi jak nie przymierzając młody Werter.

A można nawet w przeziębieniu dostrzec promyk nadziei i pozytywne skutki! Uboczne bo uboczne, ale jakże miłe dla oka i duszy każdej prawdziwej kobiety.

Do takiego wielce pokrzepiającego wniosku doszłam wczoraj rano siedząc... no... wiadomo gdzie :) Z zapasem chusteczek higienicznych pod ręką, bo zaprawiona jestem doskonale! Pełen wachlarz objawów, od zawalonych zatok i czerwonych zapuchniętych oczek, po przyjemnie głęboki chropawy baryton. No i tak siedzę tępo wpatrzona w kafelki pod nogami gdy nagle (no powiedzcie dziewczyny, że Jaskinia Dumania jest najlepsza! Właśnie tam człowiekowi przychodzą do głowy najprzedniejsze pomysły!) gdy nagle olśniło mnie, jasność pozaziemska wypełniła skromne gabaryty pomieszczenia i ZROZUMIAŁAM.

Dlaczego mam się boczyć na to, że w karnawale jestem przeziębiona? Powinnam skakać z uciechy! Wdzięczność dogłębną winnam losowi łaskawemu za to, że tę przypadłość drobną podarował mi właśnie teraz.

Kobiety! Jak boli gardło, nos, głowa i wszystko pozostałe, to czego nam się absolutnie, ale to zupełnie nie chce???

I niech żadna mi tu z jakimś damsko-męskim fiku-miku nie wyskakuje, bo nie w tym rzecz. Jak człek zabujany porządnie, to żadne przeziębienie, migrena czy złamana świeżo noga nie przeszkadza (sprawdzone empirycznie).

No więc, moje drogie, to, czego nam się wcale nie chce to... ŻARCIE

Pączuszki świeże mogą nam pachnieć pod nosem (i tak nic nie czujemy).
Krokieciki chrupiące z miąskiem mogą do nas zalotnie mrugać, kura pod beszamelem, ciasto bakaliowe, puchar lodów z masą bitej śmietany, co tam która lubi! A my nic, twarde jesteśmy.

No i właśnie to jest to! Pomęczysz się kilka dni z katarem, kaszelkiem i wszelkimi innymi przyjemnościami przeziębieniowymi, ale za to, gdy już odzyskasz oddech, głos i opuchlizna zejdzie z powiek, w lustrze zobaczysz... sylfidę!

Wucecik swoje odpracował, pozbawiona bodźców zewnętrznych, zamknięta w małej, monochromatycznej przestrzeni, doznałam objawienia i nawet poemat na ten temat (ło kurde, ale rymek częstochowski) spłynął na mnie z tą jasnością pozaziemską.

Niestety spuściwszy wodę spuściłam również poemat w mroki niepamięci :(
Została mi tylko ostatnia zwrotka, która będzie tu idealnym podsumowaniem:

Znów talia pięknie szczupła
Znów brzucha nie masz wcale
Tak więc od dziś dziewczyny
Chorujmy w Karnawale!!

Amen.

p.s. Wiem, że odmienia się "mięsko" a nie "miąsko", ale jest to forma niezmiernie apetyczna, używana przez najlepszego kucharza, jakiego znam (ukłony dla niezrównanego Pana Zbyszka) i właśnie tak będę mówić o aromatycznych, wywołujących śliniotok, rozpływających się w ustach potrawach mięsnych! Miąsko. Cudnie brzmi :)

p.s.2 Dla uwiarygodnienia moich przemyśleń wykonałam badanie kontrolne: minus 3 kg!! Od wtorku do piątku, ładny wynik, nic tylko prasować kieckę balową!

czwartek, 13 stycznia 2011

Poloneza czas zacząć

Pierwszy post... z przejęcia drżą paluszki, ale jakoś to będzie.  No to na początek może... kilka słów o sobie, jak na spotkaniu AA. Anonimowych Abstynentów, bo wódeczki do ust korali nie biorę. Piwa nie lubię, wina jak wyżej, whiskey jest niesmaczna, koniaki mi nie smakują, itepe itede. Po prostu nie piję, bo nie lubię. Lubię za to: ciasto drożdżowe, stare kryminały, gadać bez sensu i bez końca, rower, wodę i sierściuchy wszelkiej maści. Oraz nosić za duże męskie piżamy flanelowe. Prosto i banalnie, bom w końcu ruskababa. Żaden cud, żadna ekstraordynaryjna postać. Ale! Tyle się dzieje dookoła... Wszystko Wam opowiem :)

Od razu uwaga - nie wiem czemu, ale przyjęłam sobie, że piszę do dziewczyn. Tak jak na wieczornych pogaduchach, same baby i co kto tam lubi, od lodów po martini. Wszystkich Mężczyzn z góry przepraszam za żeńskie odnośniki do czytelników - kochani Panowie, możecie skrzętnie słowo "dziewczyny" pomijać wzrokiem lub też udawać, że to taki angielski skrót od "wszyscy szanowni czytelnicy". 
O ile jakikolwiek mężczyzna się tu w tego bloga zaplącze... - pomyślała smętnie siorbiąc czaja z rumianku, jak to ruskiebaby w zwyczaju mają.